Obiegowa opinia czy i nawet
stereotyp głosi, że „Hiszpanie to brudasy”. Głównie takie
sądy powtarzają mężczyźni (w mojej opinii zazdrośni o to, że
południowcy masowo przyjeżdżają do Polski, gdzie na ulicy i w
dyskotekach cieszą się dużo większym powodzeniem niż rodzimi Don
Juanowie) i dotychczas ich nie komentowałam. Ale nadszedł czas.
Potwierdzam zatem: tak, Hiszpanie to
brudasy.
Nie chodzi tu jednak o to, o czym
pomyśleliście, czyli bycie brudnym, nieumytym. Nie. Hiszpanie to
naród BRUDZĄCY. Nie dbający o czystość.
Podloga w barze w Granadzie |
Swoją drogą nasuwa mi się myśl,
iż jest tu pewien paradoks. Otóż hiszpańskie miasta są dużo
bardziej „estetyczne” od polskich. Bardziej dba się tu o
architekturę krajobrazu, w zaułkach znajdziemy rzeźby czy
nowoczesne instalacje, zabawę kolorem, balkony zdobią wielobarwne
kwiaty. Po spuszczeniu wzroku dostrzegamy jednak drugie dno, a
dokładniej rzecz ujmując: podłogę. Ziemię pokrytą śmieciami. W
barach normalnym jest rzucanie: chusteczek/ okruchów/ łupinek/
pestek/ opakowań/ innych (jakich?); na podłogę. I niespecjalnie
się je sprzata, bo brudna podloga oznacza, ze bar cieszy się
popularnoscia. Zasada, której mnie uczyła mama „jak zjesz
cukierka i w pobliżu nie ma śmietnika, to włóż papierek do
kieszeni” tu nie obowiązuje.
Stopień śmiecenia zależy
oczywiście od miejsca (w restauracjach np. nie jest to aż tak
widoczne) i regionu Hiszpanii. I nie chcę również generalizować i
posądzać każdego Hiszpana o bycie brudasem i przypinać każdemu
Polakowi łatki Czyściocha Na Medal. Jednakże wrażenie ogólne
jest właśnie takie a nie inne.
Śmiecenie to nie tylko brudne
ulice, ale i mieszkania. Brudne, w polskim rozumieniu. Bo jak do
Polaka (a może i bardziej Polki) przychodzi gość, to mieszkanie
musi być przynajmniej „ogarnięte” , żeby gość przypadkiem
nie widział, że żyjemy w bałaganie (co swoją drogą jest ogromną
hipokryzją), a jeśli nie zdążymy posprzątać, to przynajmniej
przepraszamy za bałagan.
Hiszpanie się nie przejmują i nie
przepraszają. Bo każdy przecież czasem ma bałagan. I tu
dochodzimy do źródła hiszpańskiego bałaganu. Hiszpańskiego
lenistwa.
Tak, tak, wiem, że to również
stereotyp, ale tkwi w nim ziarenko prawdy. Lenistwo za którym idzie
bałaganiarstwo związane jest z ogólnym „nieprzejmowaniem się”.
Bo jak nie zrobisz czegoś dziś, to zrobisz jutro-i tyle. Bo dziś
nie chce mi się zmywać i zrobię to jutro. Ale z tym
nieprzejmowaniem się to też nie tak do końca prawda. Bo i
Hiszpanom przeszkadzają śmieci na ulicy. I sami o sobie mówią, że
są brudnym krajem i porównują się do innych, czystszych krajów.
Ale mówią też, że śmiecą, bo wszyscy śmiecą. A spytani,
dlaczego w takim razie nie zaczną czegoś zmieniać jako jednostka i
oni sami nie wyrzucą papierka do śmietnika odpowiadają …że jest
za daleko.
Wiely to brudasy, glupole i patentowane lenie, jednak od czasow Franco zmienilo sie na lepsze. Znam oczytanych i ciekawych swiata Hiszpanow, ktorym ani przez mysl nie przejdzie smiecic w miejscach publicznych. Ale sa tam i kmioty, ktore brudza, a i z higiena osobista sa na bakier. Troche jak u nas; z balastem nawykow z przeszlosci nie zawsze latwo zerwac...
OdpowiedzUsuń